Modlitwa Starego Jima

Duchowny pewien wszedł do kościoła.
I siedząc na balkonie, rozglądał się dookoła,
patrząc kto z wiernych modli się do Boga,
lecz nie widząc nikogo, ogarnęła go trwoga.

Wtem drzwi powoli się otworzyły,
do kościoła wszedł człowiek,
lecz widok jego zdawał się niemiły.
Twarz miał ogorzałą i nieogoloną,
a odzież brudną i zniszczoną.

Człowiek zatrzymał się klęcząc na kolanach,
z pochyloną głową krótko westchnął do Pana.
Po czym wstał i szybko z kościoła wyszedł,
lecz następnego dnia ponownie przyszedł.

Odtąd codziennie do kościoła przychodził,
zawsze klękał i szybko wychodził.
Duchowny zaś przyglądał się temu,
dziwiąc się bardzo zachowaniu takiemu.

Bojąc się kradzieży, w końcu zatrzymał tego
człowieka, prosząc go, by jeszcze chwilę zaczekał.
Zapytał, co tu robi i dlaczego tak szybko z kościoła
ucieka. Mężczyzna odparł, że co dzień rano do pracy
wychodzi, a do kościoła w czasie przerwy przychodzi.

Przerwę na posiłek poświęcam modlitwie,
by zdobyć siłę i pokój w życiowej gonitwie.
W kościele pozostać mogę tylko chwilę,
bo fabryka daleko, na jakieś dwie mile.

Zawsze gdy klękam tutaj na kolana,
oto, co mówię w modlitwie do Pana:

Znów przychodzę, Panie, by powiedzieć Ci z radością,
jakie to szczęście cieszyć się Twoją miłością.
Dziękuję Ci bardzo, że grzech mój zabrałeś,
łaskę swą i dobroć wielką okazałeś.

Człowiek ja prosty i nędzna modlitwa ma,
lecz myślę o Tobie każdego dnia.
Więc, drogi Jezu, oto jestem, ja, Jim- sługa Twój,
chcę tylko, byś wiedział, żeś Ty Pan i Zbawiciel mój.

Czując się nieswojo, duchowny powiedział,
że bardzo przeprasza, lecz nic o tym nie wiedział.
I że przychodzić może każdego dnia,
i że miła Panu modlitwa ta.

Jim się uśmiechnął i tylko rzekł:
Dziękuję bardzo, lecz muszę już iść
i śpiesznie wstał, by z kościoła wyjść.
Duchowny zaś sam skłonił kolana
i jak nigdy wcześniej, modlił się do Pana.

Miłością Bożą poruszony,
oddał Panu serce jako sługa uniżony.
I z pełnymi łez oczyma
powtórzył prostą modlitwę starego Jima:

Przychodzę, Panie, by powiedzieć Ci z radością,
jakie to szczęście cieszyć się Twoją miłością.
Dziękuję Ci bardzo, że grzech mój zabrałeś,
łaskę swą i miłość wielką okazałeś.

Człowiek ja prosty i nędzna modlitwa ma,
lecz odtąd myśleć o Tobie będę każdego dnia.
Więc, drogi Jezu, oto ja- sługa Twój,
chcę tylko, byś wiedział, żeś Ty Pan i Zbawiciel mój.

Pewnego razu jednak,
choć cały dzień upłynął,
slad po starym Jimie jakby zaginął.

Mijały dni i tygodnie mijały,
pastor począł się martwić, czy Jim zdrów i cały.
Do fabryki się udał, by spytać o niego,
lecz zastał go w szpitalu śmiertelnie chorego.
W szpitalu wszyscy o Jima się martwili,
lecz przez niego do Boga bardzo się zbliżyli.

Wszystkie pielęgniarki stale się dziwiły,
pytając, dlaczego Jim jest tak radosny i miły.
Przecież ani jedna osoba go nie odwiedziła,
nikt kwiatów nie przynosi ani listów nie przysyła.

Wyjaśniał więc wszystkim, że nie wiedzą tego,
iż wierny Przyjaciel przychodzi do niego.
Każdego dnia w porze posiłku obok niego siada
i trzymając za rękę, tak do niego powiada:

Znów przychodzę do ciebie, by powiedzieć z radością,
jakie to szczęście cieszyć się twoją miłością.
Rad jestem bardzo, że grzechy mi wyznałeś,
łaskę i miłość moją zawsze przyjmowałeś.

Myślę o tobie każdego dnia
i każda twoja modlitwa to radość ma.
Więc, drogi Jimie, oto jestem Ja-
Jezus, Zbawiciel i Przyjaciel twój.
Chcę tylko, byś wiedział, żeś ty na zawsze mój.

(wiersz znaleziony w czasopiśmie wSieci)